Biuletyn z 1.X.2020

Związek Nauczycielstwa Polskiego

 

Kontrowersyjny minister edukacji  ...

 

Sezon na przeziębienia sprawi, że szkoły opustoszeją

 

„Szkoła nie potrzebuje ideologicznego wojownika”

 

Nauka hybrydowa lub zdalna bez zgody sanepidu? Tego domagają się związkowcy

 

Szkoły działają dzięki nauczycielom, nie ministerstwu

 

Szkoła w czasie zarazy

              


 

 

 

 Biuletyn z 1.X.2020

 

Związek Nauczycielstwa Polskiego

 

Kontrowersyjny minister edukacji  ...

 

Sezon na przeziębienia sprawi, że szkoły opustoszeją

 

„Szkoła nie potrzebuje ideologicznego wojownika”

 

Nauka hybrydowa lub zdalna bez zgody sanepidu? Tego domagają się związkowcy

 

Szkoły działają dzięki nauczycielom, nie ministerstwu

 

Szkoła w czasie zarazy

              


 

Związek Nauczycielstwa Polskiego

 

Kontrowersyjny minister edukacji

1.10.2020    Dziennik Elbląski     str. 2    Dziennik Elbląski,

autor: Andrzej Mielnicki   

Polityka

Zawrzało. Znany z kontrowersyjnych poglądów poseł PiS Przemysław Czarnek stanął na czele połączonych ministerstw edukacji, nauki i szkolnictwa wyższego. A po internecie krąży hasło: kochaj ministra swego, możesz mieć gorszego.

 

Wiadomość, że poseł PiS Przemysław Czarnek będzie nowym ministrem edukacji, nauki i szkolnictwa wyższego wywołała falę komentarzy. Były wojewoda lubelski, a od roku poseł PiS, zasłynął bowiem z kontrowersyjnych, a wręcz bulwersujących wypowiedzi m.in. na temat osób LG BT, czy roli kobiet.

Kim jest poseł, którego osoba wzbudza tyle kontrowersji? To jego pierwsza kadencja w Sejmie. Czarnek jest doktorem habilitowanym nauk prawnych, a od dziś też zatrudnionym na stanowisku profesora KUL. Żonaty, ma dwoje dzieci. W wolnym czasie czyta książki i zajmuje się ogrodem, a zrobiło się o nim głośno za sprawą jego kontrowersyjnych wypowiedzi. Tu warto przytoczyć kilka z nich.

- Ideologia LGBT to co innego niż homoseksualiści, biseksualiści, transwestyci czy inni tam jeszcze queer, czyli dziwacy. To są ludzie. Pogubieni oczywiście w swojej seksualności i życiu, jednocześnie chorzy z nienawiści do ludzi heteroseksualnych, do tradycji i chrześcijaństwa, ale to jest inna rzecz. Ale ludzie, nikt im człowieczeństwa nie odmawia - mówił Czarnek w programie Studio Polska w TVP Info. - Brońmy rodziny przed tego rodzaju zepsuciem, deprawacją, absolutnie niemoralnym postępowaniem. Brońmy nas przed ideologią LGBT i skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy z tą dyskusją - stwierdził Czarnek.

Inna jego wypowiedź: - Idź i pracuj, jeździj na traktorze, na kombajnie, ucz się, rób karierę. Kariera w pierwszej kolejności, a później może dziecko. Prowadzi to do tragicznych konsekwencji. Pierwsze dziecko rodzi się nie w wieku 20-25 lat, tylko w wieku 30 lat. Jak się pierwsze dziecko rodzi w wieku 30 lat, to ile tych dzieci można urodzić? To są konsekwencje tłumaczenia kobiecie, że nie musi robić tego, do czego została przez pana Boga powołana - mówił podczas konferencji „Kościół i państwo w służbie rodziny” na KUL w październiku 2019.

Kontrowersje budzą również poglądy Czarnka na temat stosowania kar cielesnych wobec dzieci. - Niekiedy istnieje konieczność zastosowania przymusu fizycznego, w tym kary cielesnej. Konieczność stosowania tego rodzaju kar wydaje się być oczywista - pisał dr Czarnek w opublikowanym w 2018 r. artykule pt. „Konstytucyjno-prawna ochrona dziecka”.

Politycy opozycji są oburzeni tą nominacją. - Jeżeli człowiek, który odbierał innym ludziom prawo do tego, by byli równi i słynął z kontrowersyjnych wypowiedzi, ma chować nasze dzieci, moje wnuki, to jestem temu głęboko przeciwny - powiedział marszałek Senatu Tomasz Grodzki.

Robert Biedroń postanowił nawet złożyć w tej sprawie zawiadomienie do Brukseli i zapytać KE, czy przewiduje w związku z tym zamrożenie środków finansowych dla Polski.

Barbara Nowacka napisała na Twitterze: - Kolejny już dramat, kolejna śmierć dziecka zabitego przez homofobię. A szefem ministerstwa edukacji ma być facet, który odmawia człowieczeństwa osobom LGBT+. Niejaki Czarnek. Z PiS oczywiście.

A po internecie już krąży hasło: „Kochaj ministra swego, możesz mieć gorszego”. Trudno jednak powiedzieć, jakie są poglądy posła na temat oświaty, bo niewiele się nią zajmował. Poseł nie jest członkiem sejmowej komisji edukacji i nauki. W żadnej ze swoich pięciu interpelacji nie zajmował się ani edukacją, ani nauką. Ostatnio mówił tylko o konieczności uporządkowania programu nauczania.

Czy poseł Czarnek będzie dobrym ministrem edukacji, nauki i szkolnictwa, na ile jego poglądy mogą przełożyć się na nauczanie w szkołach, czy może jest to przedwczesna burza? Tu zdania są podzielone.

- Jeśli poseł Czarnek będzie utrzymywał retorykę, z której dał się poznać, to nie będzie dobrze dla polskiej szkoły, bo trzeba pamiętać, że szkoła jest instytucją świecką, musi być otwarta na świat - podkreśla Tomasz Branicki, prezes oddziału ZNP w Olsztynie. - Nie wyobrażam sobie, żeby ta retoryka została utrzymana przez pana ministra. Myślę, że stanowisko, które będzie pełnił, spowoduje to, że będzie się dostosowywał do standardów, jakie powinny panować w edukacji polskiej. Taką mam nadzieję.

Poseł Czarnek będzie miał też miał nadzór na uczelniami wyższymi.

- Nie znam go od strony merytorycznej, nie znam jego dorobku. Trudno mi się wypowiadać na temat osoby, której nie znam. A politycznie jego działania to mnie jako związkowca nie za bardzo interesują - zauważa dr Jacek Michalak, prezes zarządu uczelnianego ZNP w UWM. - Każdy ma prawo do pewnych wypowiedzi, opinii.

 

A co o tej nominacji myślą politycy, którzy sami są pedagogami i dobrze znają problemy naszej oświaty?

 

Małgorzata Kopiczko, senator PiS

- Na pewno jest przygotowany do tej roli, jest prawnikiem, był wykładowcą na uczelni wyższej. Myślę, że jest dobrym organizatorem i jeżeli odpowiednio dobierze sobie współpracowników, to sądzę, że będzie dobrym ministrem. Każdy ma prawo mieć swoje poglądy, ale tu będzie reprezentował konkretny urząd i myślę, że będzie naprawdę godnie go reprezentował. Każdy minister wypełnia swoje zadanie jak najlepiej, angażując się. Dobrze oceniam wszystkich ministrów w rządzie PiS. Byli dobrymi ministrami, były dobre reformy, a wszystko dla dobra dzieci i młodzieży, dla dobrego kształcenia, dla podniesienia jakości. I jak takie cele będą przyświecały nowemu ministrowi, to na pewno będzie dobrym ministrem.

 

Anna Wasilewska, poseł KO

- Nie wyobrażałam sobie, że po pani ministrze Annie Zalewskiej może być ktoś gorszy. Pan Czarnek, pomimo że jest wykładowcą i pracownikiem naukowym, wydaje mi się, że jest nie najlepszym kandydatem na ministra nauki. I mało tego na ministra edukacji, bo dwa ministerstwa będą połączone w jednym resorcie. Przede wszystkim ministrem edukacji musi być osoba, która szanuje ludzi. Obawiam się, że znowu ideologia wejdzie do szkół, a ta powinna uczyć tolerancji, zrozumienia, słuchania ludzi. Szkoła potrzebuje spokoju, a dziś jest chaos, który minister Czarnek tylko pogłębi.

 

Sezon na przeziębienia sprawi, że szkoły opustoszeją

1.10.2020    Dziennik Gazeta Prawna     str. 7    Dziennik Gazeta Prawna,

autor: Artur Radwan   

Dyrektorzy obawiają się paraliżu szkół w nadchodzących miesiącach z powodu częstszego niż zwykle korzystania przez nauczycieli ze zwolnień lekarskich. Chorują też uczniowie. Uelastycznienie przepisów pomogłoby zażegnać problem.

 

W związku z panującą pandemią osoby pracujące w szkołach częściej niż w poprzednich latach korzystają ze zwolnień lekarskich. Jest to zgodne z wszelkimi zaleceniami dotyczącymi i uczniów, i nauczycieli - wszyscy są proszeni, by w razie infekcji zostać w domu. Do częstszego niż zwykle pójścia na chorobowe zachęcają same wytyczne Głównego Inspektora Sanitarnego, resortu zdrowia i edukacji. Szefowie szkół i przedszkoli obawiają się jednak, że wkrótce będą mieć problemy ze znalezieniem zastępstw. A przy braku pełnej obsady trudniej jest też spełnić pozostałe obostrzenia sanitarne, np. dotyczące ograniczenia kontaktów czy mniejszych grup w świetlicach.

 

Wolne i chorobowe

W tym roku nauczyciele na zwolnienia lekarskie trafiali już w pierwszych dniach września. A im więcej osób jest nieobecnych, tym trudniej zorganizować zastępstwo. W jednej z podstawówek na warszawskiej Woli nauczycielkę z klasy II, która na sześciodniowe zwolnienie trafiła już w drugim tygodniu nauki, zastępowało aż dziewięciu nauczycieli z innych klas. Tymczasem sanepid zaleca, aby do uczniów (zwłaszcza w klasach I-III) był przypisany jeden nauczyciel.

- Nie miałam jeszcze takiej sytuacji, aby w młodszych klasach nauczyciela na zwolnieniu lekarskim zastępowała więcej niż jedna osoba - mówi Iwona Płocka z Niepublicznej Szkoły Podstawowej w Piotrowicach (woj. wielkopolskie). Sama jednak przyznaje, że sytuacja w jej szkole jest nietypowa. - Jeśli mam nauczyciela podziębionego, to proponuję mu nawet kilka dni urlopu wypoczynkowego, ale regulacje w samorządowych placówkach nie dają takiej możliwości (tam nauczyciele mogą brać urlop tylko w czasie wakacji - red.) - dodaje.

Dlatego szefowie samorządowych szkół rozkładają ręce i obawiają się, że problemy z zastępstwami będą coraz większe. - Do ubiegłego tygodnia było w miarę normalnie - jeden lub dwóch nauczycieli nieobecnych, ale w tym mam już pięciu, w tym także matki dzieci, których przedszkola zostały zamknięte. Mamy już trudności z zastąpieniem niektórych nauczycieli. Pozostaje nam zwalniać uczniów wcześniej do domu. Jeśli w takim tempie będzie przyrastała liczba nauczycieli na zwolnieniach, to będziemy mieli poważny problem organizacyjny - mówi Tomasz Malicki, profesor oświaty i wicedyrektor Technikum nr 2 w Krakowie. - W naszym województwie są rekordowe liczby zakażeń, a to nie wróży najlepiej. Jeśli sam będę lekko podziębiony, to nie zamierzam jechać do szkoły - dodaje.

Na zwolnienia lekarskie chodzą też nauczyciele, którzy są w grupie ryzyka, czyli mają ukończone 60 lat i dodatkowo mają choroby współistniejące. - Mamy już drugi raz w tym roku katechetę na kwarantannie i musimy organizować za niego zastępstwa. Nie zamierzam zawracać głowy burmistrzowi i sanepidowi pismami o wprowadzenie dla tej osoby możliwości kształcenia zdalnego. Jakoś musimy się przemęczyć te 10 dni - mówi Jacek Rudnik, wicedyrektor szkoły podstawowej nr 11 w Puławach. On jednak również przyznaje, że obawia się kolejnych miesięcy. - W ubiegłym roku w okresie grypowym bardzo dużo pracowników przebywało na zwolnieniach lekarskich. Ten rok może być jeszcze trudniejszy do zorganizowania bieżącej nauki - przestrzega.

Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty zwraca uwagę, że nauczyciele boją się koronawirusa, a dostępu do bezpłatnych testów nie mają. Dodatkowo obawiają się zarzutu, że - w razie zakażenia - z ich powodu szkoła zostanie zamknięta. Dlatego chętniej niż dotychczas chodzą na zwolnienia lekarskie, choć gdyby nie pandemia, wielu przyszłoby do pracy mimo kataru czy przeziębienia.

Prawnicy przyznają, że to słuszna strategia. - Prawo jednak takich kwestii nie reguluje, a zachowanie wytycznych sanitarnych w wielu przypadkach jest niewykonalne, np. w sytuacji zastępstw regulacje antycovidowe nie mają zastosowania - mówi Robert Kamionowski, ekspert ds. prawa oświatowego, radca prawny z kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office. Jego także nie dziwi, że w obecnej sytuacji nauczyciele częściej niż zwykle korzystają ze zwolnień lekarskich. - Pierwszym nakazem dla pracowników, w tym nauczycieli, jest troska o zdrowie - swoje, ale także uczniów. W sytuacji pogorszenia stanu zdrowia zwolnienie lekarskie jest przejawem troski i chronienia również dzieci w szkole lub przedszkolu - przypomina.

 

Uelastycznienie przepisów

Zarówno eksperci, jak i dyrektorzy podkreślają, że łatwiej byłoby zorganizować pracę szkoły, gdyby można było elastycznie ją dostosowywać do warunków. Związek Nauczycielstwa Polskiego domaga się więc zdjęcia obowiązku uzgadniania z organem prowadzącym i sanepidem decyzji o przejściu na kształcenie zdalne lub hybrydowe. Tym bardziej, że taka zgoda dotyczy też pojedynczych osób na kwarantannie. - Za chwilę część nauczycieli będzie na kwarantannie, pozostali na zwolnieniach lekarskich i nie będzie miał kto uczyć, bo procedura występowania o zgodę skutecznie zniechęca dyrektorów i dezorganizuje pracę placówki. Dyrektorzy powinni mieć możliwość podejmowania samodzielnie decyzji, np. o tym, czy nauczyciel na kwarantannie może się połączyć z uczniami zdalnie z domu, czy nie - przekonuje Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP.

Marek Pleśniar przyznaje, że takie regulacje byłyby dużym ułatwieniem w zarządzaniu placówkami oświatowymi w czasie pandemii.

- Mamy czerech nauczycieli na zwolnieniu lekarskim i jednego z covidem, do tego cztery klasy w izolacji. Dodatkowo bardzo dużo uczniów nam choruje, w samych klasach maturalnych ponad 60 proc. nie uczęszcza do szkoły. Gdybym mogła samodzielnie podjąć decyzję, to maturzyści trafiliby na tydzień lub dwa na zdalną naukę. A tak nauczyciel prowadzi lekcje tylko z tymi, którzy przychodzą do szkoły - mówi Anna Sala, dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego w Suchej Beskidzkiej. - Jeśli pojawi się kolejne zakażenie, będę robić wszystko, aby cała placówka przeszła na naukę online, bo nie mam tylu specjalistów, aby prowadzili na zastępstwie zajęcia w oddziałach z rozszerzonym profilem z chemii, fizyki czy innych przedmiotów - deklaruje.

 

„Szkoła nie potrzebuje ideologicznego wojownika”

1.10.2020    Gazeta Wyborcza     str. 4    Gazeta Wyborcza,

autor: Anna Dobiegała   

Były wojewoda lubelski i poseł PiS dał się poznać jako obrońca rodziny i wróg LGBT. Z edukacją niewiele ma wspólnego. Jak policzyła dziennikarka Justyna Suchecka, żadna z pięciu jego poselskich interpelacji nie dotyczyła edukacji, Czarnek nie pracował też nigdy w sejmowej Komisji Edukacji. Jest wiceprzewodniczącym komisji sprawiedliwości i praw człowieka.

Czego można się spodziewać, gdy obejmie tekę ministra? Nauczyciele wymieniają: ze szkół zniknie szczątkowa edukacja seksualna, szkołom będzie ograniczana autonomia, a podstawa programowa zmieni się na taką, która będzie odpowiadała narodowym i katolickim poglądom władzy.

- W pokoju nauczycielskim kipi - mówi nauczycielka historii w LO w Warszawie. - Gdy padło nazwisko przyszłego ministra, nie było głosów optymistycznych. Jesteśmy zdegustowani. Gdy Anna Zalewska doszła do władzy, myśleliśmy: gorzej być nie może. Okazało się, że jednak może.

Obawia się, jak teraz będą wyglądały zajęcia z wiedzy o społeczeństwie, które prowadzi. - Widać dążenie władzy do bardzo silnej kontroli. Już zmienił się sposób przekazywania treści, jest nacisk na historię polityczną, z nazwiska w podstawach są wskazane osoby, które trzeba omówić, nie ma miejsca na dyskusję. To oczywiście kwestia nauczycieli, ale teraz boję się, że będzie nam jeszcze trudniej.

W słowach nie przebiera Jacek Rześniowiecki, nauczyciel w V LO w Gdańsku:

„Mieliśmy różnych ministrów, często na nich narzekaliśmy. (...) Ale to coś więcej niż arogancja władzy. To skandal i nie można tego zostawić bez reakcji” - pisze na FB i apeluje o masowe wystąpienia z żądaniem usunięcia Czarnka z funkcji.

- Rządzący nie mają przygotowanych kadr, co widać z każdą nominacją. Pan Czarnek jako minister z jeszcze większą determinacją będzie głosił homofobiczne i nacjonalistyczne poglądy, których będzie chciał uczyć nasze dzieci i młodzież - dodaje Anita Czarniecka, Inicjatywa Rodziców Zatrzymać Edukoszmar.

 

 

 

Nie potrzeba wojownika

Spokojniejszy jest Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. Przyznaje, że szkoły mają obowiązek realizować podstawę programową. Zaznacza jednak, że nie zmienia się jej z dnia na dzień.

- Poprzedni ministrowie mieli różne pomysły, ale podstawa nie jest z gumy, wszystkiego nie pomieści - mówi Pleśniar. - Szkoły tworzą nauczyciele, a ci są różni. Jestem pewien, że żaden z nich nie będzie uczył wbrew swojemu sumieniu i wbrew faktom naukowym.

- Myślę, że jak nowy minister przekartkuje choć Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej, na którą będzie ślubował, uzmysłowi sobie, że „wszyscy są wobec prawa równi” i „wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne” - mówi Piotr Kowalczuk, zastępca prezydenta miasta Gdańska ds. Edukacji i usług społecznych. - Musi to zrobić bardzo szybko, bo w oświacie borykamy się z wieloma wyzwaniami - począwszy od obecnych związanych z COVID-19, przez brak kadry z powodu zdewaluowania etosu zawodu nauczyciela, po nigdy nietknięty mechanizm finansowania zadań edukacji i wychowania. Na prawie kanonicznym tego nie oprzemy, potrzebujemy mądrego, partnerskiego współdziałania samorządów, niepublicznych organów prowadzących, kuratoriów oświaty i ministra właściwego do spraw oświaty właśnie…

Podobnie uważa Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Przemysław Czarnek budował swoją pozycję polityczną na ekstremalnych wypowiedziach, zupełnie nie do przyjęcia. Może zdarza się, że człowiek zmienia optykę, gdy musi zmierzyć się z poważnymi wyzwaniami - mówi. Podkreśla, że oświata potrzebuje teraz spokoju. - A także masek, płynów dezynfekujących, komputerów, przygotowania do ewentualnych wyzwań związanych z nauczaniem hybrydowym czy zdalnym - wylicza. - A na pewno nie ideologicznego wojownika.

 

Przyzwolenie na najgorsze scenariusze

Naukowcom i nauczycielom akademickim nie podoba się z kolei, że Czarnek będzie kierował połączonymi resortami. Prof. Jarosław Płuciennik z Uniwersytetu Łódzkiego mówi wprost: „To nieporozumienie”. Dwa lata temu protestował ze studentami przeciwko wdrażaniu reformy nauki.

- Oczywiście, warto myśleć o edukacji i szkolnictwie wyższym razem. To nie znaczy, że to jest to samo. Sprowadzenie nauki do edukacji jest pomyłką - komentuje. - Już teraz edukacja jest w koszmarnym stanie. W szkołach uczy się posłuszeństwa, pseudopatriotyzmu polegającego na symbolach i obrzędowości. Teraz to będzie na uczelniach? Będziemy musieli robić rekonstrukcje?

- Jesteśmy na początku trudnej kadencji, musimy szybko podejmować decyzje, m.in. w związku z sytuacją pandemiczną, dlatego takie zmiany budzą niepokój, bo zazwyczaj wiążą się z kolejnymi nowymi regulacjami, zmianami kadrowymi - mówi prof. Elżbieta Żądzińska, rektor Uniwersytetu Łódzkiego. - Obawiam się też, czy nie będzie to wiązało się, siłą rzeczy, z mniejszym wsparciem dla szkół wyższych i nauki.

Prof. Płuciennika - podkreśla, że wypowiada się w imieniu swoim, nie UŁ - nominacja Czarnka przeraża. - W krajach Europy Zachodniej za słowa o wiele bardziej delikatne nieraz trzeba pożegnać się ze stanowiskami, a tutaj za homofobiczne wypowiedzi i niehamowanie agresji językowej się nagradza - mówi. - Ktoś taki na czele edukacji i szkolnictwa wyższego oznacza przyzwolenie na najgorsze scenariusze. Znamy już kontrowersyjne wypowiedzi małopolskiej kurator oświaty. Teraz można oczekiwać jeszcze większej eskalacji nienawiści. Pan Czarnek nie ma kompetencji do tego, żeby łagodzić konflikty, obawiam się, że będzie je podsycał.

 

Nauka hybrydowa lub zdalna bez zgody sanepidu? Tego domagają się związkowcy

1.10.2020    Polska Głos Wielkopolski     str. 5    Głos Wielkopolski,

autor: Justyna Dopierała   

Edukacja

Związek Nauczycielstwa Polskiego chce, by dyrektor szkoły decydował o wprowadzeniu nauki zdalnej lub hybrydowej bez konieczności uzyskania zgody sanepidu. Takie rozwiązanie - zdaniem związkowców - ma wpłynąć na zmniejszenie ryzyka zakażeń w przepełnionych placówkach i reagowanie nie dopiero, gdy ognisko zakażenia pojawi się w szkole czy przedszkolu. Zdania dyrektorów na ten temat są jednak podzielone.

 

Zgodnie z przepisami, dyrektor szkoły lub przedszkola może podjąć decyzję o czasowym zawieszeniu zajęć stacjonarnych lub o wprowadzeniu nauki hybrydowej. Konieczna jest do tego jednak zgoda organu prowadzącego oraz państwowego powiatowego inspektora sanitarnego.

 

Zgoda sanepidu nie jest konieczna?

Związek Nauczycielstwa Polskiego domaga się, by dyrektor mógł podjąć decyzję o wprowadzeniu zdalnej lub hybrydowej edukacji bez konieczności uzyskania zgody sanepidu. - To nasza ponowna prośba w tej sprawie. Otrzymujemy sygnały od dyrektorów, że potrzebują takiego rozwiązania, szczególnie w szkołach przepełnionych. Poza tym często kontakt z sanepidem jest utrudniony. Dyrektor wie o potwierdzonym przypadku w szkole i dopiero rozpoczyna się procedura związana z informowaniem stacji sanitarno-epidemiologicznej i z działaniami sanepidu. Chcemy, by dyrektor sam mógł zadecydować o zmianie trybu nauki w szkole - tłumaczy Magdalena Kaszulanis, rzecznik prasowy Związku Nauczycielstwa Polskiego.

 

Zdania wśród dyrektorów są podzielone

Niektórzy dyrektorzy twierdzą, że to sanepid ma odpowiednie kompetencje, a więc decyzja o zamykaniu szkoły lub wprowadzaniu nauki mieszanej powinna być konsultowana. - Nie uważam, by to był dobry pomysł. Funkcjonują stacje sanitarno-epidemiologiczne, które są odpowiedzialne za takie sprawy i są do tego profesjonalnie przygotowane. My, dyrektorzy nie jesteśmy specjalistami w dziedzinie zwalczania pandemii COVID-19 - mówi Jerzy Sokół, dyrektor Liceum św. Marii Magdaleny w Poznaniu.

Dyrektor poznańskiej podstawówki uważa natomiast pomysł ZNP za słuszny. - To dyrektor odpowiedzialny jest za bezpieczeństwo uczniów i pracowników szkoły. Uważam, że to trafny pomysł, by w porozumieniu z organem prowadzącym dyrektor mógł podjąć decyzję o wprowadzeniu nauki zdalnej albo hybrydowej - zaznacza Kamila Pona, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 51.

Również Jerzy Małecki, dyrektor Zespołu Szkół Łączności uważa, że decyzja podejmowana bez wcześniejszej zgody sanepidu usprawniłaby pracę. - To jest świetny pomysł. Z sanepidem mamy bardzo dobrą współpracę, ale niepotrzebnie zarzucamy ich dodatkową pracą. Zgodnie z przepisami po wykryciu koronawirusa w szkole, muszę składać pismo w wydziale oświaty, w sanepidzie i jeszcze w kuratorium. To zbędna biurokracja. Dyrektorzy są odpowiedzialni za wiele spraw, więc niech będą odpowiedzialni od początku do końca - podkreśla dyrektor ZSŁ.

ZNP chce, by decyzja o nauce zdalnej lub hybrydowej mogła zostać podjęta nie tylko bez konieczności zgody sanepidu, ale także bez wcześniejszego wykrycia w placówce zakażenia. Przypomnijmy, że obowiązujące procedury pozwalają na realizowanie nauki hybrydowej dopiero po stwierdzeniu zachorowania wśród uczniów lub pracowników szkoły. - Chodzi o szkoły najbardziej przepełnione, albo te znajdujące się w strefach żółtych i czerwonych. Dyrektorzy tych szkół powinni mieć prawo realizowania nauki hybrydowej zanim pojawi się w szkole koronawirus - mówi rzeczniczka ZNP.

Nie wszyscy dyrektorzy się z tym zgadzają. - Nie ma sensu wprowadzania takiej formy nauki dopóki w szkole wszyscy są zdrowi. Oczywiście należy być ostrożnym i dbać o bezpieczeństwo, ale uważam, że uczniowie powinni mieć stały kontakt z nauczycielami - mówi K. Pona dyrektor SP 51.

 

Coraz więcej szkół z zakażeniami

W całej Wielkopolsce zdalną lub mieszaną naukę prowadzi aktualnie 36 placówek. Całkowicie zamkniętych jest 9 szkół, z tego jedna z Poznania. To Publiczne Liceum Ogólnokształcące im. Romka Strzałkowskiego. Nauka zdalna potrwa tam do 5 października. (Stan z 30 września).

 

Dyrektorzy szkół średnich chcieliby prowadzić naukę hybrydową ze względu na przepełnienie placówek.

 

Szkoły działają dzięki nauczycielom, nie ministerstwu

1.10.2020    Super Express     str. 5    Super Express,

autor: Przemysław Harczuk   

Przewodniczący ZNP o pierwszym miesiącu szkół po pandemii.

 

„Super Express”: - Dotychczasowy szef resortu edukacji Dariusz Piontkowski żegna się ze stanowiskiem. Jego miejsce zajmie profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, były wojewoda lubelski Przemysław Czarnek. Jak ocenia pan tę zmianę u sterów polskiej edukacji?

Sławomir Broniarz: - No, z tego, co wiem, to minister Piontkowski, choć przestanie kierować resortem, wciąż zachowa jednak wpływ na polską edukację. Ale co do ministra Czarnka - docierają do nas na jego temat informacje bardzo jednostronne i stawiające go w bardzo niekorzystnym świetle. Ale - jeżeli zostaje ministrem edukacji, to zakładam, że wie, z czym będzie miał do czynienia. Że zdaje sobie sprawę z tego, jakie są potrzeby polskich szkół, uczniów i nauczycieli. Jeżeli pan minister ma tę wiedzę, to dobrze. Niestety, żadna informacja na jego temat, żadna wypowiedź nie świadczy o tym, by Przemysław Czarnek wiedział, czym różni się arkusz zadań od arkusza papieru.

 

- Mija miesiąc od początku roku szkolnego, dzieci po długiej przerwie, wywołanej lockdownem, wróciły do szkół. Z jednej strony mamy ostatnio wzrost zachorowań, z drugiej też szkoły działają, ministerstwo mówi, że zdały egzamin. Jak wyglądał ten miesiąc z perspektywy nauczycieli?

- Po raz kolejny potwierdziło się, że najmocniejszym ogniwem, filarem systemu edukacji w Polsce, są nauczyciele. Wspólnie z dyrektorami szkół „dają radę”, choć określenie to ciężko mi przechodzi przez gardło. Ale mówiąc poważnie, jesteśmy - w sensie nauczyciele, dyrektorzy szkół - zostawieni sami sobie, ze strony ministerstwa wsparcia nie ma. Jest jedynie dbałość o tę medialną otoczkę, mówienie, że nie ma zagrożeń, że wszystko wróciło do normy. I rzeczywiście tak w wielu miejscach jest, jednak trzeba pamiętać, komu ten powrót do normalności zawdzięczamy. A był on możliwy dzięki nauczycielom i dyrektorom szkół, którzy, mówiąc po młodzieżowemu, muszą „ogarniać” to wszystko.

 

- Czyli, pomimo że gdzieniegdzie dochodzi do zakażeń, rezygnacja z lockdownu i otwarcie szkół nie było zbyt pochopną decyzją, nie mieliście racji, protestując przed początkiem roku szkolnego?

- Ale my nie protestowaliśmy przeciwko powrotowi do szkół. My tylko uważaliśmy, i do dziś to zdanie podtrzymujemy, że czy to powrót do nauki stacjonarnej, czy to kształcenie hybrydowe, czy zdalne, powinny być decyzją przemyślaną i podejmowaną w zależności od indywidualnego przypadku. Decyzja powinna należeć do dyrektorów placówek. Skoro i tak muszą sobie radzić w tej trudnej sytuacji, np. dzieląc klasy na mniejsze itd., to decyzja o trybie kształcenia tym bardziej powinna należeć do nich. Minister Piontkowski wolał mówić publicznie, jak to dobrze, że nie było konieczności lockdownu w szkołach, że poradzono sobie świetnie, skupiał się na medialnej otoczce całej sytuacji.

 

- Ale ministerstwo zdecydowało o tym, że szkoły o ewentualnym kształceniu zdalnym mogły decydować po odpowiedniej decyzji sanepidu...

- No właśnie. My uważaliśmy i uważamy, że nie powinno być tego posiłkowania się sanepidem w każdej sytuacji, szczególnie że sanepid ma i tak mnóstwo obciążeń każdego dnia. Po drugie - my nie uważamy, że należy przechodzić zawsze na system nauki zdalnej. Przeciwnie - często można tego przechodzenia na naukę zdalną uniknąć. Np. poprzez wprowadzenie systemu zmianowego, dzielenie klas na mniejsze grupy i w ten sposób dbanie o bezpieczeństwo. Można było i należało to zrobić. Niestety, po raz kolejny ministerstwo uznało inaczej. Zwyciężył prymat polityki i gospodarki nad zdrowym rozsądkiem. Płacimy za to wszyscy.

 

Rozmawiał Przemysław Harczuk

 

Sławomir Broniarz, przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego

Foto Marcin Wziontek

 

Szkoła w czasie zarazy

1.10.2020    Tygodnik Podhalański     str. 3    Tygodnik Podhalański,

autor: Józef Figura   

Nie boję się o siebie, boję się o uczniów - mówi nauczycielka jednej z podhalańskich szkół.

 

- Szkoły nie mają konkretnych zaleceń. Byliśmy w czerwonej strefie. Były wytyczne dla restauracji, transportu, klubów fitness, a dla nas nic. Nie możemy się nawet doprosić o testy - denerwuje się wicedyrektor jednej ze szkół na Podhalu.

W jego szkole początek roku oznaczał prawdziwe trzęsienie ziemi. Po tym, jak okazało się, że obydwoje dyrektorzy mają koronawirusa, strach padł na wszystkich. Końcówka sierpnia to przecież i rada pedagogiczna, i praca w szkole nad przygotowaniami do nowego roku szkolnego.

Marek (imię zmienione) miał gorączkę i typowo grypowe objawy. Podejrzewał, że infekcja jest wynikiem przepracowania. Gdy temperatura sięgnęła 39 stopni i nie dało się jej zbić, skontaktował się z sanepidem. Usłyszał radę, żeby postarał się wymóc na lekarzu rodzinnym skierowanie na test. Po konsultacji telefonicznej mógł odebrać papier z przychodni. Oczywiście nie osobiście, bo podejrzani o zakażenie nie mają tam wstępu. Gdy na drugi dzień okazało się, że wynik jest pozytywny, zaczęło być nerwowo. - Byłem pytany, z kim w szkole miałem bezpośredni kontakt. Powiedziałem, że prawie ze wszystkimi. Ale chodziło o kontakt przez co najmniej 15 minut z jedną osobą w zamkniętym pomieszczeniu. To wyszło, że z nikim - zauważa wicedyrektor.

 

Nauczyciele na zwolnieniach

W szkole okazało się, że zachorowały kolejne 3 osoby z grona pedagogicznego. Placówka przeszła na tryb zdalny. Na lekcje przychodziły tylko maluchy z klas 0-III. Dla nich trudno zorganizować zdalne nauczanie. A i tak na prośbę nauczycieli przychodziły głównie te, którym rodzice nie mieli jak zapewnić opieki w domu.

Wkrótce na 30 nauczycieli 12 znalazło się na zwolnieniach. Z tym że siódemka nie miała zrobionych testów. Choć byli chorzy, to nie mieli wszystkich objawów wymaganych, by skierować na badanie przeciw koronawirusowi. Z ministerialnych zaleceń wynika, że trzeba mieć wysoką gorączkę, ostry kaszel, duszności oraz utratę węchu i smaku. - Takich pacjentów, którzy mają wszystkie te 4 objawy, praktycznie nie ma - przekonuje jeden z lekarzy rodzinnych.

Jeśli któregoś czynnika zabraknie - trzeba leczyć się jak przy zwykłej grypie. I czekać. Pedagodzy byli więc po prostu „przeziębieni”.

- Dochodziło do sytuacji, że całkowicie zdrowi nauczyciele z naszej szkoły, którzy uczyli w innych placówkach, byli proszeni o nieprzychodzenie do nich na zajęcia. Ale na jakiej podstawie, skoro byli zdrowi? Nie mogli liczyć na L-4, więc im zaproponowano tymczasem, że ktoś weźmie za nich „koleżeńskie zastępstwo” - zauważa jedna z tamtejszych nauczycielek.

 

To nie jest ognisko

Gdy po tygodniu przerwy szkoła miała wrócić do normalnej pracy, nauczyciele zwrócili się do sanepidu o zrobienie badań wszystkim pedagogom. Po to, by wykluczyć ewentualność, że któryś jest bezobjawowy, więc może stanowić zagrożenie dla uczniów. - Chodziło nam o to, żeby było wiadomo, kto może zakażać. Sanepid jednak uznał, że 5 przypadków koronawirusa na szkołę to jeszcze nie jest ognisko zakażeń. Kazali obserwować objawy. Gdy zwróciliśmy się pisemnie do władz gminy o testy, otrzymaliśmy odpowiedź, że według sanepidu to bezzasadne. I dopisali, że to naszym zadaniem jest dopilnować przestrzegania rygorów sanitarnych przez uczniów i nauczycieli. Poczuliśmy się, jakbyśmy w pysk dostali - nie kryje emocji nauczycielka, która musiała przejąć obowiązki dyrektora.

Jak przyznaje z rozgoryczeniem - gdzieś w tym wszystkim zniknęła troska o dzieci. Przecież chory nauczyciel mógłby roznosić wirusa w wielu klasach. Brak w szkołach wypracowanych procedur, choć w zapobieganiu epidemii ważny jest czas. Tymczasem, jak zauważają, od momentu zachorowania pierwszych nauczycieli do ogłoszenia nauczania hybrydowego minął prawie tydzień. - Konieczne jest wypracowanie szybkiej ścieżki postępowania. Za chwilę będziemy mieli to samo i w innych szkołach, bo zaczyna się sezon grypowy - nie ma wątpliwości nauczycielka.

 

Dystans to fikcja

Z kolei inna nauczycielka, tym razem ze szkoły średniej przyznaje, że zapewnienie dystansu to często fikcja. Na lekcjach uczniowie mogą siedzieć bez maseczek, nie mogą pożyczać sobie pomocy naukowych, ale w praktyce trudno to wyegzekwować. Podobnie jak „mieszanie” się uczniów podczas przerw. Choć w większości noszą wówczas maseczki, to zachowanie dystansu jest praktycznie niemożliwe.

- Ludzie mówią, że nauczycielom nie chce się pracować i woleliby zostać w domu i uczyć przez internet. Nikt tego nie woli. To prawdziwa udręka i o wiele więcej pracy dla nauczyciela niż w szkole - podkreśla.

Marcin Domin, szef nowotarskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego, potwierdza, że dyrektorzy szkół podejmują różne działania w walce z pandemią, a jednolitych i dokładnych wytycznych brakuje. Związek wysłał też prośbę do wszystkich gmin, na których terenie funkcjonuje oddział, z prośbą o sfinansowanie testów dla wszystkich nauczycieli.

- Wszyscy odmówili, głównie z powodów finansowych. Ale ktoś stwierdził, że to i tak byłoby bez sensu, bo trzeba by te badania często powtarzać. I na tym temat się skończył - dodaje związkowiec.

ZNP prowadzi też wyliczenia, ilu nauczycieli z obawy przed korona wirusem zdecydowało się przejść na emeryturę, świadczenie kompensacyjne czy roczny urlop dla poratowania zdrowia. Okazuje się, że spośród dyrektorów 100 placówek na terenie nowotarskiego ZNP odpowiedziało 51. A w nich w sumie swą pracę w oświacie zawiesiło bądź zrezygnowało z niej 48 pedagogów.