Biuletyn z 28.09.20202

 

Związek Nauczycielstwa Polskiego

 

Nauczyciel - trochę chory i trochę uczy

 

Nauczyciele uciekają ze szkół

 

Pandemia wypycha nauczycieli z zawodu

 


 

 

Związek Nauczycielstwa Polskiego

 

Nauczyciel - trochę chory i trochę uczy

 

Nauczyciele uciekają ze szkół

 

Pandemia wypycha nauczycieli z zawodu

 


 

Związek Nauczycielstwa Polskiego

 

Nauczyciel - trochę chory i trochę uczy

28.9.2020    Dziennik Gazeta Prawna     str. 9    Dziennik Gazeta Prawna,

autor: Artur Radwan   

Dyrektorzy szkół wolą zorganizować zastępstwo za nauczyciela, który przebywa na kwarantannie, niż występować o zgodę na to, by pracował zdalnie. Długotrwałe procedury utrudniają im organizację pracy.

 

Powrót do stacjonarnej nauki spowodował, że zakażenia koronawirusem wśród nauczycieli i uczniów zdarzają się coraz częściej. Choć decydenci się z tym liczyli, okazuje się, że system nie jest w pełni przygotowany, by radzić sobie z takimi przypadkami. Dyrektorzy muszą sami decydować, co zrobić, gdy np. nauczyciel pracuje w kilku placówkach, a w jednej z nich występuje wirus albo jak się zachować, gdy zachoruje współmałżonek, a pracownik nie może się doczekać na test albo decyzję sanepidu. Związkowcy od początku roku szkolnego bezskutecznie apelują do resortu edukacji narodowej o uregulowanie tych kwestii. MEN jednak ogranicza się do wydawania stanowisk, które - jak sam podkreśla - stanowią jedynie wykładnię prawa. W efekcie tylko sąd może rozstrzygnąć tego typu wątpliwości.

 

Nauczyciel i pracodawcy

Katarzyna Kretkowska z SLD zapytała ostatnio w interpelacji, czy nauczyciel, który z powodu wykrycia w szkole zakażenia trafił na kwarantannę, może prowadzić lekcje zdalne i otrzymywać wynagrodzenie w pełnej wysokości. Wiceminister edukacji Maciej Kopeć zaznaczył, że kwarantanna nie oznacza niezdolności do pracy, a w izolacji nauczanie online jest możliwe po uzgodnieniu z pracodawcą. Takiemu nauczycielowi nie wolno jednak pracować poza miejscem odbywania izolacji. Jeśli podejmie się pracy zdalnej, będzie miał prawo do 100 proc. wynagrodzenia, w przeciwnym wypadku otrzyma jedynie 80 proc., będzie bowiem wówczas traktowany tak, jakby przebywał na zwolnieniu lekarskim. Okazuje się jednak, że nie we wszystkich przypadkach jest to takie proste.

- U nas jest nauczyciel, który w jednej szkole ma 3 godziny zajęć, a w drugiej 15. W tej pierwszej pojawiło się ognisko koronawirusa, więc do drugiej nie mógł przyjeżdżać - mówi Adam Młynarski, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego w Radomsku. - Paradoksalnie w macierzystej szkole otrzymuje 80 proc. wynagrodzenia, a w tej, w której uzupełnia etat - 100 proc. Wszystko przez to, że nie ma przepisów, które pozwalałyby dyrektorom na podjęcie decyzji o prowadzeniu przez tego nauczyciela zdalnych lekcji w placówce, w której nie stwierdzono koronawirusa - dodaje.

Związkowcy zwracają też uwagę na przykład szkoły podstawowej na Mazowszu, w której nauka odbywa się w systemie hybrydowym - uczniowie klas I-III przychodzą do placówki, a starsi pozostają z wybranymi nauczycielami na kwarantannie. W efekcie nauczyciel angielskiego za pracę z klasami I-III otrzymuje 80 proc. wynagrodzenia, bo tam nie było zgody sanepidu na zdalne nauczanie, a ze starszymi uczniami pracuje zdalnie za 100 proc. pensji.                     - Choć na to wskazywaliśmy, nikt w resorcie nie wziął pod uwagę, że nauczyciele mogą pracować w wielu szkołach w ramach uzupełniania etatu. Jestem przekonana, że ZUS będzie kwestionował rozliczenia dyrektorów, którzy częściowo nauczycielom wypłacają całą pensję, a częściowo 80 proc. Organ ubezpieczeniowy nie zaakceptuje takiego karkołomnego tłumaczenia. Nie można być trochę chorym lub trochę w ciąży - mówi Izabela Leśniewska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 23 w Radomiu.

 

Karkołomne interpretacje

Prawnicy również mają tego rodzaju wątpliwości. - Mamy tu do czynienia z dyskryminacją pracownika pod względem płacowym ze względu na źródło ewentualnego zakażenia wirusem. Jeśli nauczyciel trafi na kwarantannę, bo w szkole pojawi się ognisko, to bez przeszkód może prowadzić zdalnie lekcje, otrzymując 100 proc., a jeśli z innego powodu, to może liczyć na 80 proc., bo sanepid może nie zgadzać się, by prowadzić zdalne nauczanie w szkole, w której nie ma zakażenia - mówi mec. Jadwiga Płażek, radca prawny.

Zdaniem ekspertów w takich sytuacjach dyrektorzy powinni występować do sanepidu o wydanie zgody na nauczanie online nawet wobec jednego nauczyciela. - Skoro jest obowiązek prowadzenia zdalnego nauczania, gdy choćby jeden uczeń znajduje się na kwarantannie, to dyrektor może również wnioskować o to, aby osoba ucząca prowadziła z domu zajęcia z uczniami znajdującymi się w klasie - uważa Beata Patoleta, adwokat i ekspertka prawa oświatowego. Jednak jednocześnie przyznaje, że procedury długo trwają i rozumie dyrektorów, którzy wolą w takiej sytuacji zorganizować zastępstwo, a nauczycielowi na kwarantannie wypłacić 80 proc. uposażenia.

Szefowie placówek potwierdzają, że wiąże się z tym wiele komplikacji. - Nie mam odpowiedniego sprzętu, aby nauczyciel przez kamerkę na kwarantannie łączył się z uczniami w klasie. I tak przecież muszę wysłać tam innego nauczyciela, aby pilnował dzieci i ich bezpieczeństwa. To wszystko tylko komplikuje nam zarządzanie placówką - mówi Izabela Leśniewska.

Zdarzają się jednak również sytuacje, że pracownik zmuszony jest do zostania w domu bez prawa do zasiłku. Przepisy nie precyzują bowiem, co zrobić, gdy ktoś miał kontakt z osobą zakażoną, ale sam nie ma jeszcze ani wykonanego testu, ani żadnej decyzji. W jednej z warszawskich podstawówek w takim położeniu znalazła się pracownica, której mąż jest chory - dyrektor poprosił, żeby nie przychodziła do wyjaśnienia jej statusu, ale to oznacza, że została w domu bez żadnej podstawy prawnej.

- Co do zasady domownicy osoby zakażonej też powinni przebywać z mocy prawa na kwarantannie, ale długie oczekiwanie na decyzję w tym zakresie to kłopot dla dyrektorów szkół. A takie trwanie w zawieszeniu uniemożliwia nauczycielowi realizowanie prawa do zarabiania - przyznaje mec. Patoleta.

Dlatego, jak przekonuje Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP, przy tak dużej liczbie zachorowań, z jaką mamy obecnie do czynienia, dyrektor powinien sam decydować o kształceniu zdalnym lub mieszanym.

Resort edukacji stoi jednak na stanowisku, że nie ma potrzeby dawania dyrektorom takich uprawnień. Wiceminister Marzena Machałek obiecała jednak związkowcom, że przyjrzy się przepisom w tym zakresie i nie wykluczyła zmian. Zaznaczyła jednak, że nie ma zgody na dobrowolność w podejmowaniu przez dyrektorów decyzji o przechodzeniu na inne formy kształcenia.

 

Od 1 września pensje nauczycieli wzrosły o 6 proc.

 

Nauczyciele uciekają ze szkół

28.9.2020    Gazeta Wyborcza     str. 1    Gazeta Wyborcza - Katowice,

autor: Magdalena Warchala   

Do szkół w województwie śląskim nie wróciło we wrześniu 1369 nauczycieli. To prawie dwa razy więcej niż rok temu, gdy na emerytury, świadczenia kompensacyjne i urlopy dla poratowania zdrowia odeszło 721 nauczycieli.

 

Pani Danuta uczyła matematyki w jednej ze szkół w powiecie bielskim. Jest pełna energii, lubiła swoją pracę i mogłaby wykonywać ją dalej. Ale we wrześniu przeszła na świadczenie kompensacyjne - rodzaj wcześniejszej emerytury, który przysługuje nauczycielom. - Na moją decyzję wpływ miała pandemia. Mam 56 lat, często odwiedzam starszą mamę, którą się opiekuję. Nie chcę narażać jej ani siebie, a w szkole o zakażenie łatwo. Zwłaszcza że moim zdaniem w placówkach nie wprowadzono wystarczających zabezpieczeń. Nie ukrywam, że zmęczyły mnie też wiosenne zdalne lekcje - wyjaśnia pani Danuta.

Pani Danuta nie jest jedyną nauczycielką, która myśli w ten sposób. Okręg Śląski Związku Nauczycielstwa Polskiego zebrał dane, z których wynika, że do szkół w województwie śląskim nie wróciło po wakacjach 1369 nauczycieli. Może być ich więcej, bo ZNP udało się zebrać dane jedynie z 72 spośród 120 swoich oddziałów, czyli z mniej więcej 60 proc. szkół w regionie.

 

Wielu nauczycieli należy do grupy ryzyka

W raporcie uwzględniono zarówno nauczycieli, którzy odeszli na emerytury czy świadczenia kompensacyjne, jak i tych, którzy skorzystali z rocznego urlopu dla poratowania zdrowia. - O ile na emeryturę czy świadczenie kompensacyjne przechodzi się zwykle z końcem roku szkolnego, czyli ostatniego sierpnia, o tyle na urlop dla poratowania zdrowia można przejść w dowolnym momencie, jeśli tylko lekarz uzna, że istnieją do niego wskazania. Niewykluczone zatem, że nauczyciele, zmęczeni psychicznie nieustannym zagrożeniem i dodatkowymi obowiązkami związanymi z pandemią, będą przechodzić na urlopy także w trakcie roku szkolnego - mówi Grażyna Hołyś-Warmuz, rzeczniczka Okręgu Śląskiego ZNP.

Zauważa, że środowisko nauczycieli się starzeje. Młodzi ludzie nie garną się do pracy w szkołach, a nawet jeśli się na nią decydują, często po kilku latach zmieniają zawód na lepiej płatny. Z danych Ministerstwa Edukacji Narodowej wynika, że statystyczny nauczyciel ma obecnie ponad 44 lata. Zwłaszcza ci starsi boją się zakażenia koronawirusem, bo po 60. roku życia rośnie ryzyko powikłań. - Wielu nauczycieli uznaje, że nie warto narażać zdrowia dla niewielkiej pensji - mówi Hołyś-Warmuz.

 

Odchodzą też woźne i intendentki

Z danych ZNP wynika, że najwięcej nauczycieli, bo aż 265, nie wróciło po wakacjach do szkół w Katowicach (w zeszłym roku odeszło ich zaledwie 150). Drugie w kolejności pod względem odpływu nauczycieli są Tychy, gdzie z pracą pożegnało się od września 200 nauczycieli. Z kolei w Bielsku-Białej przed tablicę nie wróciło 90 nauczycieli. Są także takie miasta, w których liczba nauczycieli, którzy odeszli w tym roku, jest niemal trzykrotnie większa od liczby odchodzących w roku 2019. Tak jest w Dąbrowie Górniczej, gdzie teraz odeszło 47 nauczycieli, podczas gdy w zeszłym roku odchodzących było zaledwie 17. Z kolei w Bytomiu przed rokiem z pracą pożegnało się z własnej woli 28 osób, a teraz aż 42.

Mimo to tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego Anna Kij z Kuratorium Oświaty w Katowicach zapewniała, że sytuacja kadrowa w szkołach województwa śląskiego kształtuje się podobnie jak w latach ubiegłych. - Jak co roku są zarówno nauczyciele poszukujący pracy, jak i dyrektorzy poszukujących nauczycieli. W tym roku ofert w kuratoryjnej bazie jest znacznie mniej niż rok temu - mówiła.

Dodawała, że najczęściej poszukiwani są nauczyciele wychowania przedszkolnego, przedmiotów zawodowych i nauczyciele ze specjalnością z zakresu pedagogiki specjalnej.

Z danych ZNP wynika, że ze szkół uciekają także pracownicy administracji i obsługi. Zdecydowało się na to 225 osób. Wiele z nich podkreślało, że na decyzję miało wpływ zwiększenie zakresu obowiązków związane z pandemią.

 

Pandemia wypycha nauczycieli z zawodu

28.9.2020    Tygodnik ANGORA     str. 22    Angora,

autor: Anton Ambroziak   

Czy czeka nas zapaść systemu edukacji?

Co najmniej 5,8 tys. nauczycieli odeszło na emerytury lub świadczenia kompensacyjne - podaje ZNP. A dodatkowo 3578 nauczycieli wzięto urlop zdrowotny. Czy jest się czego obawiać?

 

21 września 2020. Do końca ruchu kadrowego w szkołach (okres ustalania obsady nauczycielskiej, zwalniania i przyjmowania pracowników na nowy rok szkolny) zostało dziewięć dni. W teorii plany nauczania na semestr jesienny są ustalone, nauczyciele już trzeci tydzień prowadzą zajęcia dla dzieci i młodzieży, ale w praktyce giełda pracownicza trwa.

Na stronie mazowieckiego banku ofert pracy wiszą 1004 ogłoszenia. Gdzieś brakuje nauczyciela geografii dla dwóch klas, w innym miejscu do obsadzenia są dwie godziny fizyki. Są szkoły, które szukają nauczycieli pięciu specjalności, a wiele z zapytań to pełne etaty.

Najwięcej ofert czeka na nauczycieli języków (angielski, niemiecki, hiszpański), nauczania przedszkolnego lub wczesnoszkolnego, matematyków, biologów, geografów, a także praktycznej nauki zawodu.

Najczęściej oferty zamieszczają dyrektorzy warszawskich placówek, ale poszukiwania obejmują w zasadzie całe województwo: Siedlce, Radom, Legionowo, Piaseczno, Marki, Wieliszew, Jabłonna.

Podobne tendencje widać w innych regionach Polski, o czym związki zawodowe, dyrektorzy i samorządowcy alarmują ze szczególnym natężeniem nie od dziś, ale od 2016 roku, czyli od reformy edukacji Anny Zalewskiej.

Ten rok jest szczególny, bo do znanych bolączek pracy nauczycieli - biurokratyzacji, niskich płac, nadmiaru obowiązków - dochodzi czynnik zdrowotny, czyli pandemia.

 

ZNP: Ubyło co najmniej 9,4 tys. nauczycieli

Związek Nauczycielstwa Polskiego policzył, że w roku szkolnym 2020/2021 w skali kraju ubyło co najmniej 9,4 tys. nauczycieli. A to wciąż dane niepełne, bo ZNP zbiera informacje tylko w placówkach, gdzie ma reprezentację związkową, co daje ok. 80 proc. szkół i przedszkoli w kraju; w zestawieniu brakuje jeszcze danych z województwa dolnośląskiego, podkarpackiego, a także informacji ze wszystkich placówek w województwach: łódzkim, lubelskim, śląskim i wielkopolskim. Ruch kadrowy trwa do końca września. Jednak już teraz widać, że nauczycieli ubywa szybciej niż rok wcześniej. Co to znaczy ubywa? Nie jest to jednoznaczne z odejściem z zawodu. Część nauczycieli (ci, którzy przewlekle chorują) przeszła na urlop dla poratowania zdrowia. ZNP zebrał informacje o 3578 takich osobach. Przez rok nie będą więc uczyć, zostawiając w szkołach wakaty, ale formalnie wciąż są w systemie edukacji i mogą (choć nie muszą) wrócić do zawodu.

Druga grupa to ci, o których faktycznie możemy już powiedzieć, że zakończyli misję edukacyjną. Część z nich przeszła na emeryturę, reszta skorzystała ze świadczenia kompensacyjnego (specjalne, stażowe uprawnienie emerytalne dla nauczycieli, nazywane czasem „miękkim lądowaniem”). W sumie z zawodu odeszły co najmniej 5832 osoby. Dane dla konkretnych województw pokazują, że jest to średnio dwa razy więcej niż rok wcześniej. Na przykład w Małopolsce na emeryturę odeszły w tym roku 404 osoby (w 2019/2020).

Jeśli spojrzymy na liczbę wszystkich nauczycieli, może się wydawać, że to nic nieznacząca różnica. Z danych GUS na emeryturę nie ma nic szczególnego. W końcu, gdy ktoś zdobywa uprawnienie, prędzej czy później z niego skorzysta. Tyle że w tej sytuacji każde „prędzej” powinno nas martwić.

 

Polska szkoła emerytami stoi?

W Polsce od lat mówi się o starzeniu się zawodu. Z danych MEN wynika, że w roku szkolnym 2018/2019 średnia wieku nauczycieli wyniosła 44,1 roku. Statystyki Eurostatu z 2017 roku wskazywały, że około jedna trzecia nauczycieli pracujących w szkołach ma ponad 50 lat.

Za to odsetek pracowników oświaty, którzy nie ukończyli 30. roku życia (8,2 proc.), jest niższy niż średnia dla państw Unii Europejskiej (11,9 proc.). Największa luka wiekowa jest w szkołach ponadpodstawowych, gdzie zaledwie w ciągu czterech lat, 2013-2017, odsetek najmłodszych nauczycieli spadł z 9,1 proc. do 5,2 proc.

Co to oznacza? Po pierwsze, że do zawodu rzadziej przychodzą młodzi. Po drugie, że braki kadrowe na razie uzupełniają nauczyciele, którzy mogliby odejść na emeryturę lub świadczenie kompensacyjne. Zostają, a czasem nawet wracają z przysłowiowej kanapy, zachęcani przez dyrektorów, kolegów i koleżanki. Część z nich pracuje na pełny etat, inni - pomagają załatać dziurawe plany lekcji. I to właśnie oni, 50- i 60-latkowie, dziś, w czasach pandemii, szybciej, niż można było przypuszczać, uciekają z zawodu.

Tyle że dane ZNP opisują tylko tych, którzy przestali uczyć w związku z wiekiem lub stażem. Nie wiemy, ilu nauczycieli rzuciło oświatę na rzecz innej branży. A w ostatnich latach dużo mówiono i pisano - także w OKO.press - o młodych pedagogach, którzy zrezygnowali z pracy w edukacji na rzecz np. usług, gdzie zarabiają godniej, a pracują mniej.

Nie wiemy też, które specjalizacje nauczycielskie zostały uszczuplone. O ile nie ma problemu z zatrudnieniem nauczycieli języka polskiego czy historii, to obsadzenie etatów matematyka, fizyka czy nauczyciela języka obcego już od czterech lat jest poważnym zmartwieniem dyrektorów.

 

Nauczyciele odchodzą ze strachu

Powodów do odejścia z zawodu oczywiście nie brakuje. Po pierwsze, zarobki. Z wyliczeń ZNP wynika, że w 2020 roku różnica między wynagrodzeniem nauczycieli a średnim wynagrodzeniem w kraju jest największa od 2005 roku.

Po drugie, komfort pracy. Nauczyciele narzekają na nadmierną biurokrację. Wypełniają sterty papierów, a na pracę z dziećmi brakuje czasu. W tle wciąż jest też aspekt godnościowy - ignorancja rządu i stracone nadzieje strajku nauczycieli. Ale dziś na pierwszym planie jest bezpieczeństwo.

Zagraniczna prasa nie bez powodu pisze o „polskim eksperymencie” pełnego otwarcia szkół. Nowe zasady sanitarne działają bardziej na papierze, a i w przepisach próżno szukać rozwiązań, które realnie chronią przed zakażeniami uczniów i kadry.

Placówki działają stacjonarnie, nawet gdy u któregoś z członków szkolnej społeczności wykryto koronawirusa. Noszenie maseczek czy mierzenie temperatur zależy od dobrej woli rodziców, rozładowanie tłoku na korytarzach dużych szkół graniczy z cudem, a nowe systemy dyżurów często zmuszają nauczycieli do pracy bez przerw.

 

Zapaść? Jeszcze nie teraz! Paraliż? A i owszem!

Na razie możemy więc mówić o scenariuszu szybszego, niż nam się wydawało, dojścia do punktu, w którym w szkołach nie będzie miał kto uczyć. Nadal jednak, w skali makro, jest to scenariusz odległy.

Ale już w tym roku możemy doświadczyć czasowego paraliżu systemu edukacji. Może nie w skali całego kraju, ale na pewno lokalnie. I znów jest to pochodna kilku patologii polskiego systemu edukacji: niskich zarobków, reformy edukacji, wakatów.

A chodzi o nauczycieli objazdowych, czyli takich, którzy uzupełniają etat w więcej niż jednej szkole. Niektórzy, bo chcą lepiej zarabiać. Inni, bo siatka godzin nie pozwala, by uzbierać etat w jednej szkole. A jeszcze inni, bo łatają dziury w planach po nauczycielach, którzy odeszli.

Krakowscy nauczyciele opowiadali OKO.press, że rekordziści pracują nawet w sześciu, siedmiu szkołach. A rzeczniczka ZNP, Magdalena Kaszulanis, uważa, że to już nie są nawet nauczyciele „objazdowi”, ale „latający”.

Jakie niesie to za sobą ryzyko w czasach pandemii, pokazał przykład gminy Wąpielsk. Mieszczą się w niej cztery szkoły podstawowe. Nauczyciele najczęściej pracują w kilku z nich, a więc liczba kontaktów, na które są wystawieni, rośnie - jak krzywa epidemiczna - wykładniczo. Gdy wśród nauczycieli wykryto przypadki koronawirusa, na kwarantannę trafiło tu ponad 500 osób, czyli 1/8 gminy (...). Tak właśnie może działać szkolny łańcuch zakażeń.

ZNP szacuje, że w taki sposób w skali kraju pracuje nawet 100 tys. nauczycieli.